poniedziałek, 23 maja 2016

chłopak z więzienia cz.2

Było to kilkanaście dni przed moimi 18 urodzinami. Nagle dostałam telefon - z więzienia, odebrałam a w nim usłyszałam głos Dawida, tak tego, który miał mnie za kurwę... Powiedział mi,że dostał warunkowe zwolnienie i za kilka dni opuści więzienie. Nie przejęłam się tym, lecz w sercu się cieszyłam, dlaczego ? Bo nadal go bardzo kochałam... Odkochać się od osoby która była dla Ciebie oparciem, której bezwarunkowo ufałeś i byłeś w stanie zrobić wszystko - dosłownie WSZYSTKO  jest bardzo ciężko i ciężko jest o nim zapomnieć. Do dzisiaj pamiętam wszystkie wspólne spędzone chwile, wszystkie nasze wzloty i upadki. Ale wtedy postanowiłam być twarda i nie przejęłam się tym zbytnio.

Odbywając praktykę w Salonie Fryzjerskim pewnego dnia zauważyłam go przed drzwiami, stał i już miał zamiar wejść gdy nagle ja wybiegłam i wypchnęłam go z Salonu - nie chciałam z nim rozmawiać przy wszystkich.

On zachowywał się tak jakby nic się nie stało - chciał mnie przytulić,pocałować lecz ja się odsunęłam, chciałam dać mu tym do zrozumienia,że mnie stracił...



Zapytał mnie o której kończę pracę, odpowiedziałam, że o 15:00, spytał się mnie czy dam mu szansę z nim porozmawiać, zgodziłam się, czemu ? Bo mi jeszcze na nim zależało, i chciałam go wysłuchać.

Umówiliśmy się nieopodal sklepu na daną godzinę. Skończyłam pracę szybciej, więc poszłam do mojego przyjaciela Marka do pracy, który nieopodal mojego Salonu pracował...

Powiedziałam mu o wszystkim, on powiedział, że jest to moja decyzja i co by się nie działo będzie ze mną... Oczywiście, podjechaliśmy pod sklep o tej godzinie, czekaliśmy parenaście minut - jednak On się nie pojawił.. Znowu mnie zawiódł, okłamał...



Pojechaliśmy do wynajmowanego mieszkania w którym wspólnie z Markiem mieszkaliśmy, musieliśmy kilka dni wcześniej opuścić to mieszkanie socjalne, ponieważ będąc z Dawidem zrobiło się ogromne zadłużenie za prąd, który później nam odcięli. Bez prądu nie da się żyć, on był wtedy tam bardzo potrzebny, to była jedyna rzecz dzięki której dało się normalnie funkcjonować w mieszkaniu. Na kąpiel musieliśmy grzać wodę w czajniku elektrycznym, a jeżeli chcieliśmy ugotować jakąkolwiek potrawę - mieliśmy butle gazową z palnikiem. No ale cóż musieliśmy się wyprowadzić, cieszyłam się wtedy,że mimo wszystko Marek zabrał mnie ze sobą- choć nie musiał, bo mógł mnie tam zostawić.. Bo co go interesuje to ? On mi wtedy już dużo pomógł, ale mimo to mnie nie zostawił, za co będę mu wdzięczna do końca swojego życia.



A więc wróciliśmy do domu, zjedliśmy obiad, pogadaliśmy, widział,że jest mi z tym źle,że on mnie wystawił, próbował jakoś mnie pocieszyć lecz ja w sobie czułam ogromny ból, aż nagle spojrzałam na telefon - dzwonił numer prywatny, zwykle nie odbieram takich połączeń ale w tamtym dniu to zrobiłam. Był to Dawid... Od razu zrobił mi awanturę o to,że mnie nie było tam,że on czekał.. Powiedziałam mu, że byłam, że czekałam na niego , ale on mi nie uwierzył - powiedział, że kłamię... Nie kłamałam, zapytał się mnie czy się spotkamy pod wieczór, a ja znowu się zgodziłam bez zastanowienia.

Bałam się z nim spotkać, z jednej strony był to strach a z drugiej ciekawość co on ma mi do powiedzenia. Poprosiłam Marka by ze mną poszedł do parku - bo tam się umówiliśmy, oczywiście mi nie odmówił.

Wzięliśmy ze sobą psa, jego już mieliśmy jak byłam z Dawidem, w sumie to Dawida pies, bo to on się z nim wychowywał i to on dbał o niego od szczeniaka...

Wchodząc do parku zobaczyłam go, siedział na ławce i coś robił w telefonie, podchodząc z Markiem do niego najpierw przywitał się ze mną, później z Markiem, Jego traktował jak brata, nawet mówił tak do niego. Poczułam od niego alkohol, już był wcięty... Po takim czasie rozłąki nawet nie przyniósł mi głupiego kwiatka, a wiedział,że bardzo je uwielbiam. Mając pieniądze wolał się napić, mógł nawet ukraść,zerwać lub cokolwiek zrobić... Taki mały gest a dla mnie dużo to znaczy...



Usiedliśmy na ławce, Marek odszedł od nas - chciał byśmy sobie sami o tym rozmawiali... Lecz wtedy rozmawiając z nim nie czułam tego co kiedyś, czułam się dziwnie, tak jakbym rozmawiała z obcym człowiekiem.


 Opowiadał tylko o sobie, nie zapytał się mnie o nic, o szkołę,praktykę, o zdrowie... Gdy mu chciałam przerwać wściekał się, nie dał mi dojść do słowa... Po dłuższym słuchaniu o tym co się dzieje w kryminale i w ogóle, zawołał Marka - mi kazał odejść. Zgodziłam się owszem,dlaczego nie? Wiedziałam kim był Marek dla nim, kim był dla nas, więc odeszłam dalej by sobie mogli spokojnie porozmawiać. O czym rozmawiali ? Tego nie wiem i nigdy o to się nie dopytywałam - to była ich sprawa.



Zawołał mnie Dawid, oznajmił wtedy, że nie ma gdzie się podziać, nie ma co ze sobą zrobić, do rodziców nie pójdzie bo był z nimi skłócony, kolejny raz mu pomogłam, bo zrobiło mi się go szkoda, zapomniałam zupełnie o tym, jak mnie potraktował będąc tam, jak nie chciał wysłuchać mnie tylko mówił o sobie. Postanowiłam mu dać klucze od mieszkania socjalnego i powiedziałam jak to wszystko tam wygląda, że jest syf, że nie ma prądu. Przyjął te klucze i odszedł, na pożegnanie mnie przytulił, poczułam znowu to uczucie, to bicie jego serca, wszystko mi nagle wróciło, pragnęłam z powrotem być z nim, lecz ukrywałam to przed nim - udawałam twardą - żeby zrozumiał, że mnie stracił i tak łatwo mnie nie odzyska.. Poszedł do domu, podobno jak mi powiedział,swoje rzeczy zostawił u sąsiadów, lecz wtedy znowu mnie okłamał, wyszło dopiero po czasie,że wszystko co miał ( TV - który wcześniej mu Marek zawoził, ciuchy, rzeczy osobiste zostawił chłopakom w kiciu ).
Ja wróciłam wtedy z Markiem do domu, widział po mnie,że jest coś nie tak, próbował ze mną porozmawiać lecz ja wtedy nie miałam o tym ochoty mówić, wolałam dusić to w sobie, położyłam się do łóżka i myślałam o Dawidzie...




Budząc się rano, spoglądnęłam na telefon - miałam ponad 30 połączeń z numeru prywatnego - oczywiście domyśliłam się odrazu,że to on dzwonił. Po chwili następne połączenie - odebrałam, a w słuchawce usłyszałam jego wściekły głos, krzyczał na mnie, wyzywał mnie od szmat, suk, że dałam mu takie mieszkanie w którym nic nie ma... No jak on tak mógł ? Dałam mu dach nad głową,żeby nie musiał spać na ulicy, dałam mu tyle ile mogłam ale on tego nie docenił... Poprosiłam go o wyprowadzenie się z tamtąd i oddanie mi kluczy, zrobił to dopiero po 2 dniach, a w tym czasie twierdził,że jest w Legnicy, bo kuratorka go tam wywiozła a telefon zostawił w domu i nie miał mnie jak poinformować i że on musi wracać do Głogowa pieszo... No jasne, skoro zostawił telefon to jak do mnie dzwonił? Słyszałam w słuchawce głos jego kolegów, jak krzyczeli by kończył już rozmowę... Znowu mnie okłamał....

Spotkałam się z nim, zabrałam klucze, chciał ze mną porozmawiać lecz ja go nie chciałam już słuchać skoro co drugie słowo kłamał.


Zadzwonił wieczorem chciał by Marek mu załatwił towar, jaki? Domyślcie się.

Ćpał, pił, rozrabiał to było jego życie - ja będąc z nim to akceptowałam, sama nie byłam lepsza, również brałam, co do alkoholu nie byłam tak za tym, wolałam się naćpać niż napić. Ćpanie już zaczęło się wcześniej - to z moimi kolegami w 1 klasie gimnazjum pamiętam jak to zrobiłam, poczułam wtedy się inaczej, tak jakoś wszystkie problemy zniknęły i mi się to spodobało... O tym też Wam napisze ale nie w tym poście.

Codziennie dostawałam kilkadziesiąt telefonów od niego, gdy odmawiałam mu wyzywał mnie - groził,że mnie zabije...Jegogroźby powoli się spełniały, zaczął śledzić mnie, a gdy już zobaczył mnie na mieście podchodził i nie chciał się ode mnie odczepić, szarpał mnie i wyzywał. Nie raz miałam ochotę wołać o pomoc obcych ludzi na ulicy,lecz tego nie zrobiłam... Nie wiem sama dlaczego...

Pamiętam jak zadzwonił i chciał bym mu oddała wszystkie jego rzeczy, mieliśmy wtedy jeszcze kota, którego wspólnie adoptowaliśmy no i psa. Powiedziałam mu,że nie ma problemu oddam mu wszystkie jego rzeczy,ale pytając co z kotem i psem, powiedział mi,że kota zabiera.. A co z psem ? Przecież ten pies był tak bardzo za nim, przecież to on jak mi to opowiadał opiekował się nim od szczeniaczka... Oznajmił,że psa nie chce a jeżeli mu go przyniosę to go wypuści na ulicę... Co za człowiek, jak można niewinne bezbronne zwierze wyrzucić ? Postanowiłam że jak tak bardzo chce tego kota to go dostanie... Kota bardzo kochałam, do dzisiaj uwielbiam koty, one mają coś w sobie,że mnie do nich ciągnie.

Spotkaliśmy się, oddałam mu rzeczy, siedliśmy na przystanku pamiętam jak kota długo trzymałam w rękach - płacząc bardzo za nim, ale nie dałam rady jednocześnie zajmować się psem i kotem, bo nie mieliśmy w wynajmowanym mieszkaniu na to warunków. Zabrał go, pamiętam jak patrzył na mnie bo wiedział ile te zwierze dla mnie znaczy, myślał, że mnie w ten sposób odzyska, że weźmie mnie na litość, obiecał mi, że kiedy tylko będę chciała to będę mogła go zobaczyć- niestety okazało się później, że wypuścił go na pastwę losu, wtedy trzymałam i widziałam go po raz ostatni.

Jedyne moje z nim zdjęcie :( 





Człowiek, który nie kocha zwierząt, który traktuje je jak zabawki, które po chwili się nudzą, jest dla mnie zerem, śmieciem, bo tak samo postępuje z ludźmi. Wiem to bo nie raz się przekonałam niekoniecznie na jego przykładzie. Zawsze broniłam i będę bronić zwierzęta, ponieważ dla mnie są one bezbronne.

Nie mogłam wtedy już nic zrobić, szukałam kota bezskutecznie - do dzisiaj nie wiem nawet czy żyje....



Pewnego dnia wstając rano do szkoły po godzinie 7:00 dostałam najpierw telefon z ZGM-u z informacją taką,że zalewam piwnicę w lokalu socjalnym. Pomyślałam sobie,że co proszę ? Nie wierzyłam w to, Marek odrazu ubrał się i pojechał samochodem do domu... Wchodząc tam powiedział mi że jest pełno wody,że rurki miedziane od grzejników,od pieca gazowego są porozcinane, i ktoś odkręcił wodę - było to włamanie... Siedząc na pierwszej lekcji w szkole postanowiłam że opuszczę ten dzień , wytłumaczyłam wychowawczyni co się stało i że muszę zgłosić to na Policję, oczywiście mnie wypuściła. Poszłam na policje, opowiedziałam co się stało, zabrali mnie do radiowozu i pojechaliśmy do tego domu, weszłam pierwsza, Marek zakręcił zawór od wody, ogarnął ją trochę ale Policja odrazu stwierdziła,że nie moge tak tego zostawić i muszą wszcząć postępowanie... Pytali się mnie o wszystko, o to kto miał klucze, kto wiedział o tym,że mieszkanie stoi puste.. Klucze miał Marek, ja i moja mama ... Policja doszła do tego,że ktoś włamał się przez uchylone okno w kuchni, a to że było to na parterze to zbytnio się nie namęczył.

Spisali protokół, posprawdzałam czy czegoś brakuje , ale jedynie tylko tych rurek... Wiedzieli,że byłam z Dawidem, ale jego bym nigdy nie podejrzewała o to.

A jednak - TO BYŁ ON !!!!!


 Jak sie dowiedziałam ? Po wszystkim wróciłam do szkoły i funkcjonariusze mięli do mnie numer telefonu, mięli mnie informować o tym jak będą coś wiedzieć w tej sprawie, oczywiście też musięli poinformować mamę, ale ta o niczym nie wiedziała, ponieważ tam nie przychodziła.

Dostałam telefon kilka godzin później, gdy siedziałam na wf-ie w szkole, powiedzieli mi, że znaleźli sprawcę, ale chcą abym przyszła i rozpoznała czy to są te rurki z mojego mieszkania, bez wahania zabrałam plecak i wybiegłam na komisariat. Wchodząc tam policjanci odrazu pokazali mi rurki, to były te z naszego mieszkania. Dlaczego je pamiętam ? Ponieważ jak malowaliśmy mieszkanie wszystkie je upaćkałam farbą o różnych kolorach, wiem bo sama przy nich malowałam.... Zapytałam kto był sprawcą odpowiedzieli, że Dawid....

Nie mogłam w to uwierzyć, uważałam,że kłamią,ale gdy pokazali mi zeznania, i jego podpis pod nimi przyznając się do tego wszystkiego - zamarłam.. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, nie potrafiłam wypowiedzieć żadnego słowa... Wypuścili mnie oddając mi te rurki, i oznajmiając, że będą w tej sprawie się jeszcze ze mną kontaktować..



Jak pech to kurwa pech - dwa tygodnie później kolejne włamanie, tym razem bez zalania,lecz wszystko to co tam się znajdowało było rozrzucone do góry nogami, zadzwoniłam po Policję, nie spieszyło im się by przyjechać, wchodząc tam byli tak samo przerażeni jak i ja... Znikło mi wiele najpotrzebniejszych rzeczy, butla z gazem, grzejniki elektryczne i wiele wiele innych rzeczy. Znaleźli odcisk buta i palców na parapecie, zrobili analize i potwierdziło się znowu to w co nie wierzyłam - był to Dawid...



Ta sprawa ciągła się długo, doszło do rozprawy w sądzie na które on został dowieziony już z aresztu, nie wsadzili go tam tylko za to,wsadzili go również za to,że okradł 2 lombardy oraz pobił chłopaczka do nieprzytomności... Stojąc w sądzie i czekając na rozprawie zobaczyłam jak dwóch funkcjonariuszy prowadzi go w kajdankach, miałam ochotę napluć mu w twarz, i powiedzieć co o nim myślę, jednak powstrzymałam się. Nie chciałam tego zrobić na oczach Policji, bo nie daj Boże miałabym kolejne problemy a ich już miałam dużo na głowie. Zeznałam w tej sprawie tyle co wiedziałam, to co wam wyżej opisałam, gdy była jego kolej on się do wszystkiego przyznał bez żadnych wyrzutów sumienia i jeszcze powiedział,że zrobił to z miłości...


 Taaa jasne... Z miłości się włamał, okradł mieszkanie, w którym kiedyś wspólnie razem mieszkaliśmy ? W którym razem planowaliśmy swoją przyszłość, w którym się kochaliśmy,kłóciliśmy....


 Znienawidziłam go, mam go za szmaciarza, któremu nigdy, nigdy przenigdy już nie wybaczę. A w tym czasie dowiedziałam się również,że będąc w domu dziecka w izolatce - zdradził mnie z jakąś obcą dziewczyną i ma z nią dziecko - sam się do tego przyznał bez żadnych wyrzutów sumienia. Lecz życzę mu jak najlepiej !

Kochałam go bardzo mocno, dałam mu dach nad głową gdy nie miał co ze sobą zrobić a on zrobił mi coś takiego...

Podsumowując, ja nigdy więcej nie zwiąże się z takim chłopakiem. Nie chcę się narazie związać z kimkolwiek, za bardzo mnie to boli, nie zaufałabym tej osobie, boję się,że mnie skrzywdzi, że wykorzysta moją sytuację, to że nie mam rodziców i wsparcia od rodziny, to że znowu mnie okradnie,oszuka,zrani,zdradzi... 



niedziela, 22 maja 2016

chłopak z więzienia cz. 1




Było to kilka miesięcy po wyjściu z Domu Dziecka, wtedy wspólnie jedząc obiad ktoś zapukał do drzwi. Dawid otworzył, okazało się, że to Listonosz, przyniósł list do niego i do mamy... Mama w tym czasie przyszła nas odwiedzić. Wyrwałam Dawidowi list adresowany do mamy i go otworzyłam, przeczytałam w nim, że moja mama jest świadkiem w związku ze sprawą włamania do sklepu.. A te włamanie zrobił on... Zabrałam mu z rąk pismo, które również dostał w związku z tą sprawą,jednak to on był głównym oskarżonym... Zapytałam się z wściekłością ich oby dwóch o co tu chodzi ? On się wszystkiego wyparł, kłamał mi prosto w oczy, że on tego nie zrobił, że był to nasz wspólny przyjaciel Marek, który to on dokonał wraz ze swoim kolegą włamania do tego sklepu, a Dawid tylko przechowywał fanty...

Uwierzyłam mu, jednak do mamy poczułam znowu nienawiść, nie chciałam by cokolwiek wyjaśniała, nie uwierzyłam jej nawet w to,że dzień po tym włamaniu była u nas w domu Policja i znalazła niektóre rzeczy,które zostały ukradzione..


Kolejny raz wpadłam w szał, zaczęłam krzyczeć, wręcz wrzeszczeć jak opętana na mamę, podniosłam na nią rękę jednak nie uderzyłam jej - uderzyłam ręką w szybę od drzwi.. Szybka pękła i mi ją rozcięła. Dawid zadzwonił na pogotowie, które przyjechało, bo nie byłam w stanie się uspokoić, miałam ochotę ją zabić, bo uwierzyłam w to,że on był niewinny,a że to ona go w coś wrabia...


Przyjechało pogotowie, od razu usłyszeli krzyk jeszcze przed wejściem do budynku,. Dostałam zastrzyk na uspokojenie i zabrali mnie do szpitala na zszycie ręki...


W domu zrobiłam mu awanturę, cały czas drążyłam ten temat z włamaniem. On przysięgał mi,że tego nie zrobił,że był to Marek z kolegą... Nie myślałam wtedy logicznie, no bo przecież skoro on tego nie zrobił, to dlaczego dostał wezwanie na rozprawę ? O tym nie pomyślałam, bo byłam ślepo w nim zakochana i wierzyłam mu...


Później już nie drążyliśmy tego tematu, nie pytałam się Marka czy to jest prawda... A To był Mój błąd, bo mogłam zapytać się jego, wtedy dowiedziałabym się prawdy, ale czy bym mu uwierzyła ? Wątpię, skoro mamie nie mogłam uwierzyć w to,że Policja tu była i znaleźli te rzeczy, to co dopiero obcemu mężczyźnie ?


Kazałam Dawidowi wtedy by w końcu poszukał pracy, oczywiście pomogłam mu w tym i dostał prac jako robotnik gospodarczy czyli głównie wykonywanie obowiązków na dworze takich jak: sadzenie kwiatów,grabienie liści ...

Ucieszyłam się, dostał umowę i mogliśmy choć troszkę pozwolić sobie na lepsze życie, dzięki jego wynagrodzeniu, bo z alimentów,zasiłku rodzinnego, który otrzymywałam od MOPSU za to, że się uczę i wynagrodzeniu z moich praktyk nie mogliśmy sobie pozwolić na droższy chleb lub masło...

Po dwóch miesiącach jego pracy, będąc w szkole zadzwonił telefon a w nim przedstawił się funkcjonariusz Policji, i oznajmił mi,że zatrzymał Dawida i mam pół godziny,żeby przywieźć na komendę jego najpotrzebniejsze rzeczy bo go zabierają do Zakładu Karnego..


Bez zastanowienia od razu wybiegłam z lekcji i pobiegłam do domu, pakując go płakałam i rozmawiałam z Markiem co mam zrobić, Marek prosił bym się uspokoiła i po Policji od razu przyszła do niego do pracy. Zamówił mi taksówkę, a ona zawiozła mnie na komisariat...


Weszłam do środka i od razu zapytałam się gdzie jest mój chłopak, za co go wywozicie... Funkcjonariuszka nie chciała mi powiedzieć nic, zadzwoniła tylko i oznajmiła, że już jestem z jego rzeczami... Czekałam tam ciągle płacząc, po chwili zobaczyłam jak go wyprowadzają w kajdankach, razem z tymi rzeczami podbiegłam do niego jednak jeden z Funkcjonariuszy od razu mnie od niego odsunął.. Nawet nie dał mi chwili by z nim porozmawiać...






Ostatnie słowa Dawida jakie tam usłyszałam to to,że mnie kocha i żebym poszła do jego kuratorki się zapytać o co chodzi.. On miał kuratora z tego względu,że wcześniej rozrabiał i siedział w więzieniu...

Nie wiedziałam wtedy już nic, nie wiedziałam nawet do jakiego Zakładu Karnego go wywożą... Stałam tam i patrzyłam jak go mi zabierają, jak zabierają mi człowieka z którym miałam już plany na przyszłość, który przy mnie był zawsze...








Poczułam się znowu samotna, ale nie poddałam się tak szybko i od razu poszłam do Sądu do jego kuratorki zapytać się w jakiej sprawie, dlaczego i gdzie mi go zabrali... Kuratorka przez to,że mnie znała powiedziała mi,że Dawid dostał 1rok i 6miesięcy pozbawienia wolności za włamanie do sklepu... Domyśliłam się od razu o jakie włamanie chodziło i kuratorka to potwierdziła...

Wiecie co ja wtedy poczułam ? Okłamywała mnie osoba,której mogłam powiedzieć wszystko, która była ze mną, której bardzo potrzebowałam i dla której byłabym w stanie zrobić wszystko, dosłownie wszystko !!!!


Wyszłam od niej jeszcze z większym płaczem, ale postanowiłam, że pójdę od razu do Marka, powiem mu co się stało, bo to była ostatnia moja osoba, której zaufałam...


Marek mówił mi, żebym się uspokoiła,że wszystko się wyjaśni,żebym poczekała na telefon od niego. Powiedział mi również, że mnie nie zostawi, że mi pomoże dopóki Dawid nie wyjdzie....


Ucieszyłam się,że nie jestem sama, nie zniosłabym tego... Byłam w takim stanie,że miałam ochotę się zabić... Bo w jednej chwili cały mój świat zawalił się, pomyślałam po raz kolejny, dlaczego ja ? Dlaczego znowu mnie coś spotyka,wtedy gdy już powoli moje życie zaczyna się układać, gdy już jestem szczęśliwa...







Trzymając telefon w ręku, nie miałam ochoty choć na chwilę go odłożyć, cały czas czekałam, żeby się do mnie odezwał. Wtedy znowu zostałam sama, nie miałam się do kogo odezwać. Marek mnie odwiedzał tylko wtedy gdy było to możliwe, wspierając mnie na duchu. Ale to nie było to,brakowało mi jego, jego przytulenia, jego rozmów, jego bycia w domu. Mama odwiedziła mnie na następny dzień pytając gdzie jest Dawid, oznajmiłam jej, że zabrali go do Zakładu Karnego, nie przejęła się tym, przyszła tylko po to by mi dać alimenty, oczywiście dostałam wtedy 150zł od niej bo powiedziała mi, że ona potrzebuje pieniądze na jedzenie bo tam nic nie dostaję.. Było mi wtedy wszystko już jedno, bo znienawidziłam cały świat.

Po 3 dniach od naszego rozstania w końcu dostałam telefon ! Jezu, jak ja się ucieszyłam.. Pierwsze słowa z jego ust były takie:





Ucieszyłam się, że go słyszę... Powiedział mi,że na razie jest na przejściówce we Wrocławiu,ale już pisze o przeniesienie do Naszej miejscowości... Spytałam się go czy coś potrzebuje, prosił mnie o jedzenie, środki czystości i karty telefoniczne, ponieważ tylko dzięki niej mógł się ze mną skontaktować.

Bez zastanowienia tylko gdy Marek przyszedł do mnie z pracy poszłam z nim do sklepu, wydałam wszystkie pieniądze na to by miał to czego chce, sobą się nie przejmowałam, pomyślałam, że skoro dawałam sobie radę - dam i teraz, a jemu jest to bardziej potrzebne niż mi...


Wysłałam mu paczkę i czekałam na to,aż się odezwie. Po 2 dniach ją otrzymał,zadzwonił i podziękował... Powiedział mi,że wysłał do mnie list i prosił bym mu na niego odpowiedziała, no oczywiście zgodziłam się... Dostałam list, w pięknie ozdobionej przez niego kopercie, pisał mi jak bardzo mnie kocha,jak bardzo mu mnie brakuje, jak bardzo chciałby mnie zobaczyć choć na chwilę... Dużo do siebie pisaliśmy, również rozmawialiśmy przez telefon... Marek wynajmował mieszkanie, powoli przenosił swoje rzeczy do mnie, nie chciał mnie zostawić wtedy samej, a wiem że rozmawiał z Dawidem przed jego zamknięciem o tym, i zgodził się mi pomóc w razie gdyby coś się stało ....


Czekałam tylko na to by go mi tu przywieźli, tu gdzie miałabym kilka minut drogi i mogłabym się z nim spotkać... Trwało to 4 miesiące, aż w końcu dostał zgodę na przeniesienie... Załatwił widzenia ze mną,lecz mogłam go odwiedzać tylko z mamą, dlatego, że byłam niepełnoletnia.


Błagałam mamę, gdy tylko zbliżał się dzień widzeń by ze mną poszła, nie chętnie to robiła ale godziła się... Nigdy nie zapomnę, gdy po takim czasie go ujrzałam... To jest uczucie nie do opisania, od razu łzy mi same popłynęły po twarzy, a gdy go przytuliłam i poczułam jego dłonie zrozumiałam jeszcze bardziej jak mi bardzo na nim zależy, jak bardzo go kocham i jak bardzo mi go brakuje...






 Nasze widzenie trwało 1 godzinę - niestety taki jest tam regulamin, ta godzina tak szybko minęła, że ciężko mi było się z nim rozstawać. Nie drążyłam tematu z włamaniem, bo chciałam się nim nacieszyć. Siedzieliśmy na wprost siebie ciągle trzymając się za dłonie... Niestety nadszedł czas w którym musieliśmy się rozstać... I znowu się rozpłakałam, coś we mnie pękło, nie chciałam by on wracał do celi, chciałam, żeby wrócił ze mną do domu, do naszego wspólnego domu...







Odwiedzałam go tylko wtedy,gdy była taka możliwość, oczywiście musiałam bardzo prosić moją mamę, żeby ze mną chodziła, nie raz się o to kłóciliśmy.

Pamiętam dzień w którym do niego nie poszłam mimo tego, że miałam zgodę na widzenia. To nie było tak, że to ja nie chciałam, to moja mama nie przyszła, zadzwoniła tylko i powiedziała, że ona już więcej tam ze mną nie pójdzie - zwyzywałam ją wtedy od najgorszych, znienawidziłam ją jeszcze bardziej.






Gdy on zadzwonił i się zapytał czy przyjdę, powiedziałam, że nie bo mama nie chce ze mną przyjść. Wściekł się, zrobił mi awanturę,zaczął w niej mówić o tym,że już mi nie zależy, że to pewnie ja nie chce a nie mama,że już pewnie sobie kogoś znalazłam i go zostawiam... Oczywiście wszystkiemu zaprzeczyłam, to nie była moja wina... Musiałam wtedy czekać, żeby być już pełnoletnia, a pełnoletnia miałam być dopiero za 4 miesiące... Odliczałam dni i modliłam się by jak najszybciej być pełnoletnia, tylko po to by się z nim spotkać...

I wtedy właśnie zaczęło się między nami wszystko psuć tylko przez to, że nie mogliśmy się widywać. Zaczął do mnie wydzwaniać kilka razy w ciągu dnia pytając się mnie co robię, jak się czuje... Miło było z jego strony, że się o mnie martwił, ale po czasie dopiero już to zaczęło mnie irytować.



To nie było już normalne - to było chore !! Wiedząc o tym,że nie mam pieniędzy, a wszystkie które miałam wydawałam na niego jak nie paczki to karty do telefonu sobie odmawiałam nawet droższej bułki kupić to on i tak robił swoje, wydzwaniał non stop... Prosiłam go by tego nie robił, by dzwonił co kilka dni, bo nie stać mnie by mu te karty kupować... Wściekł się powiedział do mnie,że będzie robił co chce, że jak od niego przestanę odbierać on sobie coś zrobi lub tam... Na początku odbierałam ale później już przestałam, bo zbyt często to robił, mimo iż go prosiłam. To wtedy wydzwaniał do naszego Marka, pytając się go gdzie ja jestem i każąc mu mnie szukać... Marek się w nasz związek nie wtrącał, uznał, że to jest sprawa między nami. 

Pamiętam jak pewnego dnia, zadzwonił i był zdenerwowany, że nie odbierałam wcześniej, wytłumaczyłam mu, że nie może się tak zachowywać, że skoro się nie widujemy to niech zaoszczędzi na tych kartach, oczywiście wściekł się jeszcze bardziej. Gdy był tam wściekał się o wszystko, o to, że mnie nie ma w domu, o to, że jestem u koleżanek, o to że nie odbieram wtedy gdy dzwoni...

No i gdy dowiedział się, że nie ma mnie w domu powiedział do mnie: " Idź i się kurw dalej, nara" !!!







To były słowa, których po nim bym się nigdy tego nie spodziewała, nigdy... Wiecie co to jest za uczucie ?






Ja czekałam na tego mężczyznę 7 miesięcy... Czekałam aż wyjdzie,a on potraktował mnie jak szmatę, jak zwykłą wywłokę.. Poczułam,że jestem mu nie potrzebna... Nie umiem wam opisać tego uczucia, to trzeba przeżyć by je odczuć. Mieliśmy plany, chcieliśmy mieć dziecko, wziąć ślub, stworzyć prawdziwą kochającą się rodzinę...
Coś we mnie pękło postanowiłam, że nie... Nie wybaczę mu !!!!! Długo zastanawiałam się czy dobrze robię,czy może dać mu szansę jeszcze, ale nie mogłam pozwolić sobie na takie traktowanie, bo byłam już traktowana tak przez innych i nic z tego później dobrego mi nie wyszło. Gdy zadzwonił powiedziałam mu,że to koniec, że nie chce z nim już być.. Wściekł się chciał bym mu to powiedziała prosto w oczy, zgodziłam się - zadzwoniłam ostatni raz do mamy wybłagałam ją by ze mną tam ostatni raz poszła, z niechęcią się zgodziła...

Zadzwonił kolejny raz powiedziałam mu,że przyjdę i poprosiłam go żeby wziął nasze wspólne zdjęcie, które w liście mu wysłałam.


Nadszedł czas widzenia, wiedziałam już że tego chce, że muszę się z nim rozstać z myślą taką, że może to zrozumie i mnie przeprosi. Czekaliśmy na niego przy stoliku, gdy podszedł nie przywitałam się z nim. Poprosiłam o nasze wspólne zdjęcie, wyciągnął i trzymaliśmy je w dłoniach, zachowywał się tak jakby nic się nie stało, mimo tego,że dzwoniąc do mnie - mnie kontrolował i zabraniał mi wszystkiego,a gdy mu się sprzeciwiałam to mnie wyzywał. Pytałam go co z tym włamaniem ale on dalej zaprzeczał,że on tego nie zrobił i że siedzi za coś innego,za co ? Jak on to powiedział " za stare sprawy z przeszłości" - skłamał.

Minęło parę minut, powiedziałam mu tak jak chciał prosto w oczy,że to już koniec. Koniec naszej miłości,naszego związku, Nas już NIE MA - NIE BYŁO I NIE BĘDZIE, rozrywając na jego oczach nasze wspólne zdjęcie. Chciałam mu dać do zrozumienia,że mnie zranił, zranił tym, że mnie okłamywał, tym że zabraniał mi wszystkiego, tym że mi nie ufał, tym że mnie wyzwał mimo tego ile ja dla niego robiłam i jak długo czekałam aż wyjdzie... Wstałam i wyszłam z mamą stamtąd zostawiając go samego i dając mu do zrozumienia, że mnie stracił... Stracił swoją jedyną osobę która mu pomagała, która zrobiła by dla niego wszystko, która przede wszystkim kochała go !!!







Bardzo długo cierpiałam, nawet do tej pory boli mnie to,że on mnie tak potraktował. Bardzo go kochałam, mogę nawet powiedzieć, że była to moja pierwsza prawdziwa miłość.





Nie wszyscy, którzy siedzą w wiezieniu są tacy sami jak on... Ale nie lepiej było mi powiedzieć prawdę ? Ja przed nim nie miałam żadnych tajemnic. Nie mogłam żyć w kłamstwie, już nie mogłam mu tego wybaczyć i na nowo zaufać. Wiem tylko tyle, że w przyszłości więcej tego błędu nie popełnię, nie będę już z taką osobą, bo nie będę potrafiła jej zaufać, będę się bała że mnie potraktuje jak śmiecia, a tym bardziej nie przeżyłabym znowu tej rozłąki...



dom dziecka


Było to kilka miesięcy później.. Pewnego ranka wstałam, zjadłam śniadanie i dostałam telefon od kuratorki,żebym przyszła do niej na rozmowę.. Zgodziłam się, ale nie wiedziałam co mnie tam czeka.. Przeważnie przychodziła do domu i wtedy ze mną rozmawiała, no ale cóż ubrałam się i poszłam do niej.

Wchodząc do Sądu zobaczyłam dwóch funkcjonariuszy, nie przejęłam się tym, ale nie domyśliłam się nawet.że oni czekają w związku z moją sprawą..

Weszłam do sali, przywitałam się z nią.. Zapytała się co u mnie słychać, jak tam w szkole, w domu...

Odpowiedziałam jej,że u mnie wszystko w porządku...



W szkole też dobrze bo poprawiłam swoje zachowanie i oceny, a w domu ? W domu też dobrze, mama jest ze mną, niczego mi nie brakuje - oczywiście skłamałam.. Dlaczego ? Bo się bałam tego,że może mnie gdzieś umieścić,zabrać mnie stąd a tym bardziej rozłączyć mnie z Dawidem... A tego bardzo nie chciałam...

Niestety, dowiedziałam się od niej, że moja mama wraz ze swoim mężem była już u niej z samego rana i powiedziała, że ona już nie chce się mną zajmować, że chce zrzec się praw do mnie...

Gdy to usłyszałam nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.. Z jednej strony było mi przykro przed nią,że ją oszukałam prosto w oczy, z drugiej strony było mi przykro, że moja mama chce się mnie pozbyć,że potrafiła przyjść do niej i wszystko jej powiedzieć, a wtedy wyszły moje kłamstwa... Kłamałam, żeby mnie nigdzie nie zabrali, a to że byłam niepełnoletnia mogli mnie umieścić w Domu Dziecka lub ośrodku wychowawczym...

Niestety, jednak to się sprawdziło, to czego najbardziej się bałam... Z wyrokiem Sądu zostałam tymczasowo umieszczona w Domu Dziecka.. Mama wraz z kuratorem szybko to załatwili...

Po chwili kuratorka wyszła na korytarz, słyszałam jak z kimś rozmawia i wróciła wspólnie z dwoma Policjantami...

Oznajmiła mi, że oni mnie stąd od razu zawiozą do bidula... Że od dzisiaj tam jest mój dom, a nie u mamy...

Rozpłakałam się, dostałam szału, zaczęłam ją i ich wyzywać i pytać się jej czemu mi to robi.. Ale to nie była jej wina - to była wina mojej mamy...  

Siłą zabrali mnie z jej sali i zaprowadzili do radiowozu.. 

Jadąc tam, dalej płakałam, nie mogłam się uspokoić, w myślach chodziło mi tylko jedno pytanie:
 Dlaczego ? Dlaczego ona mi to zrobiła ? Ona moja własna mama, ta co mnie urodziła, co mnie wychowywała..."



Niestety ja nic nie mogłam zrobić, wtedy tylko czekałam by być już pełnoletnia, dlatego, że wtedy nic by mi nie mogli zrobić, że nie umieścili by mnie w żadnym Domu Dziecka... Nie musiałabym się tak bać.. Nie musiałabym się bać tego,że rozłączą mnie z chłopakiem, którego kochałam.. A kochałam go bardzo...

Podjeżdżając pod Dom Dziecka chciałam stamtąd uciec, uciec jak najdalej przed siebie.. Ale nie udało mi się to, bo dalej byłam roztrzęsiona i Policjanci zaprowadzili mnie osobiście..

Od razu poszliśmy do Dyrektorki Domu Dziecka, wyjaśniła mi cały regulamin, jak mam się sprawować, gdzie będę spała i z kim pokój dzieliła...

" Mój Nowy Dom " był podzielony na 3 grupy - każde piętro miało swoich wychowawców, toalety i kuchnie..

Mnie umieścili na 3 piętro czyli 3 grupę, dostałam swoją wychowawczynię do której mogłam zgłaszać wszelkie skargi i zażalenia oraz ona się mną " opiekowała " ...

Pokój dzieliłam z dziewczyną, która była już tu ponad rok czasu, poznałyśmy się. poznałam jej sytuację dlaczego tu trafiła a ja jej opowiedziałam swoją.. Od samego początku mięliśmy ze sobą dobry kontakt..

Gdy pod wieczór przyszła do nas do pokoju moja wychowawczyni, ta moja " nowa mama " oznajmiła mi,że na dole czeka na mnie moja mama z Dawidem.. Od razu zbiegłam na sam dół, ale pierwsze co zrobiłam to się przytuliłam do niego, wtuliłam się w niego z bólem,żalem, zaczęłam płakać a on mnie uspokajał.. Widział,że cierpiałam..

Spojrzałam kątem oka w kierunku mojej mamy - miała łzy w oczach, przepraszała mnie, powiedziała, że tego żałuje,że mnie stąd wyciągnie,że zrobi wszystko abym mogła wrócić z Dawidem do domu..

Uwierzyłam jej, bo jej zaufałam, a ufałam jej bezgranicznie..

Przynieśli mi moje najpotrzebniejsze rzeczy, chwilę jeszcze porozmawiałyśmy, zapytałam się jej czemu to zrobiła odpowiedziała mi,że nie wie i od razu zmieniała temat rozmowy... No jak może nie wiedzieć ? Wie dobrze,ale mi nie powie, woli mnie skłamać..




Pierwsza noc w obcym miejscu była dla mnie czymś nie zapomnianym, nie miałam ochoty nic jeść, nie mogłam w nocy usnąć,bo co chwilę się budziłam...

Nastał ranek, pobudka o 6:00, bez żadnego problemu wstałam ogarnęłam się, ubrałam i razem z Karoliną zeszliśmy na sam dół na śniadanie... Dowiedziałam się od niej,że wszyscy tam razem jemy jedynie śniadania i obiady, a kolacje jemy już na swojej grupie w kuchni...

Przekraczając próg stołówki - wszyscy od razu wytykali mnie palcami, i pod nosem pytali o mnie, kim jestem, dlaczego tu trafiłam...

Źle mi było tam siedzieć, czułam na sobie ich wzrok, ciężko mi było cokolwiek ruszyć ze stołu ...

Nie zjadłam nic, tylko poszłam do swojego pokoju, pościeliłam łóżko, spakowałam zeszyty do szkoły i wyszłam już o 7:00. 

Z bidula miałam 10 minut drogi do szkoły, lecz ja zamiast do szkoły poszłam do domu, do Dawida.. Zapukałam do drzwi, od razu mi otworzył, powiedział, że czekał na mnie, że bardzo mu mnie brakuje i postara się zrobić wszystko,żeby mnie stamtąd wyciągnąć.  Czułam na sobie jego miłość, jego troskę o mnie. Tego dnia postanowiłam,że nie pójdę do szkoły - zostanę z nim w domu...

Oby dwoje myśleliśmy co by tu zrobić, abym jak najszybciej stamtąd wyszła.. Żebym wróciła do domu ...

Po południu odprowadził mnie pod bidul, a u nich była taka zasada,że prosto po szkole trzeba wracać do nich, zjeść obiad,odrobić lekcję no i wtedy mogłam wypisać się, że idę na dwór - jeżeli prosto ze szkoły nie wróciłabym tam to dostałabym zakaz wyjść.. Na początku wypisywać się mogłam tylko do 18:00,dlatego, że o tej godzinie była już kolacja, po kolacji trzeba było się iść wykąpać i później już siedzieć w pokoju.. Gdybym nie miała telefonu to bym się tam zanudziła.. W naszym pokoju jedynie stało łóżko piętrowe,szafa na ubrania i stolik z dwoma krzesłami.. Jeżeli chciałabym oglądnąć TV to musiałabym zejść na 1 piętro, w którym była świetlica...

Gdy już wykonałam wszystko to co musiałam zrobić, poszłam do wychowawczyni zapytać się czy mogę się wypisać... Zgodziła się, ale najpierw zapytała się mnie czy byłam w szkole, odpowiedziałam jej, że owszem - Jednak znowu skłamałam... Musiałam jej pokazać jeszcze odrobione zadania domowe - pokazałam jej tylko zeszyty - książek nie miałam, bo nie było mnie na nie stać.. Powiedziałam jej, że jedynie książki miałam w 1 klasie gimnazjum i od tego czasu nie miałam ani jednej a byłam już w Szkole Zawodowej... Sprawdziła wszystko i pozwoliła mi wyjść, no ale do 18:00...

Tak było przez najbliższe dwa miesiące spędzenia tam, w tym czasie poznałam już wszystkich, którzy tam mieszkali, ale ja najbardziej wybrałam sobie takie towarzystwo z którym miałam  
doczynienia na co dzień, czyli takie, które się buntuje, które nie pozwoli sobie,żeby ktoś coś złego zrobił/powiedział, które nie miało szacunku do nikogo...

I po czasie trafiłam do izolatki, za co ? Za moje złe zachowanie.. Byłam zamknięta pod kluczem, jedynie co mogłam wyjść tylko po to by skorzystać z toalety, o jakimkolwiek innym wyjściu mogłam zapomnieć. spędziłam tam 7 dni. Wtedy zrozumiałam, że muszę zmienić swoje zachowanie,swoje podejście do życia.że muszę zaakceptować regulamin, który tam obowiązuje bo w przeciwnym razie tak szybko bym stąd nie wyszła, a mogłabym trafić tam gdzie tak bardzo nie chciałam,czyli do ośrodka wychowawczego..


Będąc tam moja mama jedynie kilka razy przyszła, nie po to żeby ze mną posiedzieć, porozmawiać, tylko po to by załatwić mi urlopowania na weekend.. Nie przejmowała się tym co się dzieje, tym jak się czuję.. Dyrektorka Domu Dziecka zgodziła się by mnie mama zabierała na weekend, bardzo się cieszyłam, bo w tym czasie mogłam być z nim.. Mogłam spędzać z nim chociaż weekendy, gdzie przeważnie byliśmy wtedy sami, bo mamy w tym czasie i tak nie było - zawsze wracała do swojego męża...

Rozłąki po weekendzie były dla mnie trudne, jednak po czasie musiałam to zrozumieć i musiałam się z tym pogodzić..

Po kilku miesiącach odbyła się sprawa w sądzie, mama oznajmiła tam,że wraca do domu,że weźmie rozwód i zrobi wszystko,żebym z nią była, żałowała swojej wcześniejszej decyzji.. Sąd również zapytał się mnie o zdanie - ja bez zastanowienia od razu powiedziałam, że chce wrócić do domu.. Udało się!!
Sędzina wyraziła zgodę jednak moja mama dostała nadzór tego samego kuratora co ja..

Mama tego dnia poszła ze mną do Domu Dziecka, pomogła mi się spakować i wróciliśmy do domu, została jedynie tylko jedną noc, na następny dzień wyszła... Wróciła z powrotem do niego.. Kolejny raz mnie oszukała, kolejny raz jej słowa były nic nie warte... 


No trudno, ważne dla mnie w tamtym czasie było to,że nie jestem już tam lecz w domu, w swoim prawdziwym domu ....


Nie wyobrażacie sobie nawet jakie to jest uczucie - uczucie bycia znowu wolnym !!

Pobyt w Domu Dziecka dał mi bardzo dużo do zrozumienia, że nie jest tam tak kolorowo jak się innym wydaje. Ten nadzór, te obowiązki, te przestrzeganie regulaminu.. Wcześniej czegoś takiego nie miałam, bo robiłam sobie co chciałam...






sobota, 21 maja 2016

druga prawdziwa miłość

Cóż Dawid.. Dawid był typem facetów, których ja wtedy wielbiłam -wysoki blondyn z niebieskimi oczami,wytatuowany,wysportowany a tymbardziej wysoki w dresach jednym słowem huligan, zawsze chciałam mieć chłopaka z Wojska lub Więzienia.. No i on był tym drugim.. Pomyślałam wtedy super extra cool, obroni mnie gdyby coś mi się działo, no bo przecież prawie każdy się boi takich ludzi - a mnie oni inspirowali..


Zaczęłam z nim być w wieku 16 lat, i to dokładnie kilka miesięcy przed eksmisją z tamtego mieszkania.. 



Może zacznę od tego jak go poznałam:

A poznaliśmy się przed Sylwestrem, przez moje koleżanki, wtedy przyszedł na spotkanie " najebany" bo ledwo stał na nogach i wogóle zamiast do mnie podejść to on poszedł do kogoś innego a po chwili się cofnął do nas, no tak człowiek najebany nie wie co robi.. Ale wtedy poznałam mojego przyjaciela - Mareckiego.. On też był najebany hahah.. to myśmy z dziewczynami to samo zrobiły.. W takim stanie nie było o czym rozmawiać, pamiętam jak Marka kawałek odprowadziliśmy , bo już szedł do domu,a Dawid mnie odprowadził pod klatke... Przeprosił mnie, że jest w takim stanie, poprosił o numer telefonu i zapytał się czy jutro się spotkamy.. Odpowiedziałam no okej możemy,ale w myśli sobie myślałam no jak taki przystojny chłopak chce się ze mną spotkać ? Ale dałam mu ten numer... Nie uważam siebie za piękność, ale też nie jestem brzydkim kaczątkiem, staram się być naturalna i ubierać się w to co lubię.. Jestem sobą, lecz poznając jego byłam gotowa sama siebie oszukiwać, robić z siebie bóstwo tylko po to by się mną zainteresował... Eh... człowiek zauroczony człowiek głupi.. A ja na siłę pchałam mu się w ramiona, dlatego , że zawsze brakowało mi czułości, głupiego przytulenia, poczucia, że warto żyć, że jeszcze komuś na mnie zależy.. Teraz wiem,że to wykorzystał, całą sytuację z moimi rodzicami, problemami.. A gdy zostaliśmy parą to już wiedział,że mnie ma, bo ja bym go nie zostawiła.. Za bardzo zgłupiałam na jego punkcie.. 



Ale wyszło tak że no i zostaliśmy parą, wielu rzeczy nie mam mu za złe samo to,że wtedy mnie nie zostawił- tylko był przy mnie, ten obcy człowiek... 

Pokochałam go jeszcze bardziej,że mimo wszystko mnie nie zostawił a mógł to zrobić w każdej chwili.. Zamieszkaliśmy razem w tym mieszkaniu socjalnym,  z pomocą Marka trochę przywróciliśmy te mieszkanie to porządku.. Teraz mogliśmy już w nim zamieszkać..




On nie pracował, nawet go na początku nie zmuszałam by gdzieś szedł, żyliśmy z moich alimentów i pieniędzy z praktyk.. Nie raz brakowało nam pieniędzy, brakowało chleba.. Ale mimo to się kochaliśmy.. Jakoś dawaliśmy radę... Musieliśmy... Dla nas najważniejsze było to,że jesteśmy razem i nic więcej, wtedy tylko to się dla mnie liczyło...

Natomiast dopiero później całe moje życie znowu mi legło w gruzach z dnia na dzień i to wtedy kiedy byłam szczęśliwa... w końcu szczęśliwa...








ból,smutek,żal... :(

Jeszcze coś tu napisze, jak na razie zapoznajcie się z moim życiem.. To co mam Wam do powiedzenia - to dopiero początek.
Wybaczcie, ale już dzisiaj nie dam rady nic o tym napisać :(



straszna zima ;(

W wyniku zadłużenia -  straciliśmy dach nad głową.. Straciliśmy.. Źle to napisałam, wybaczcie, bo to JA straciłam.. Ja większość czasu sama tam mieszkałam i dbałam o nie jak tylko potrafiłam..

Po kolosalnym zadłużeniu za czynsz nadeszła eksmisja z lokalu po mojej babci, wtedy przekierowali nas na Lokal Socjalny, ja wiem owszem to jest normalne, dużo osobom się zdarza.. Ale było to dokładnie 01 Lutego, zapamiętam tą datę do końca życia.. Takich rzeczy się nie zapomina, nie zapomina...

Była zima, mróz, gdy opuściliśmy już tamto mieszkanie i weszliśmy do lokalu socjalnego -  byłam przerażona.. Domyślałam się jakie są warunki, że nie będzie ono nie wiadomo jakie, ale Wy wchodząc tam - sami byście się przerazili, na pewno tak by było.

Pierwsze co w oczy rzucił się domofon, oczywiście nieczynny, następnie wchodząc do klatki schodowej już z daleka poznałam, które to są nasze drzwi. Drzwi ledwo co się trzymały , klamka wisiała na pół urwana, no i zanim weszliśmy to musieliśmy się bardzo namęczyć, nawet Babka z ZGM-u nie mogła otworzyć drzwi.. Jakimś cudem się udało,

I oto kawalerka : 

A w środku zlew niepodłączony,rzucony na podłogę, cały zardzewiały, drzwi od łazienki, które się nie zamykały, nie wspomnę już o tym,że w nich powinna być szyba - której nie było. Drzwi od pokoju połamane wpół, ledwo je dotkłam to już deska odpadły w pokoju mała ala skrytka jak ja sobie to nazwałam.. I ten okropny zapach, chłód zimna, brak prądu ( bo dopiero na następny dzień mięli podłączyć),łazienka ? toaleta wyglądała tak jakby stado ludzi z niej korzystało i nie spłukiwało wody, poprostu chlew a wanna ? zagrzybiała,bardziej ona dla dziecka powinna być niż dla dorosłego człowieka.. była w wielkości brodzika,siadając w niej nogi miałam skulone aż do twarzy,a pod wanną pełno robactwa no i oczywiście wilgoć..  ogrzewanie gazowe, a mieliśmy zadłużenie na tamtym mieszkaniu za gaz no i z czego tu zapłacić ? A piec ogrzewał całe mieszkanie i wodę.. To co jest potrzebne do życia... Zostawili meble nam przed budynkiem i pojechali, ja już wtedy byłam z Moją Drugą Miłością - Dawidem, który pownosił to wszystko do środka, gdyby nie on nie wiem kto by to zrobił, ja bym nie dała rady samej... 

Pewnie teraz myślicie sobie a gdzie jest Twoja mama, skoro oby dwie weszłyście do tego mieszkania ?

A właśnie moja mama szybko spakowała swoje najpotrzebniejsze rzeczy i oznajmiła mi,że wraca spowrotem do swojego męża..



Ja patrząc na nią ze łzami w oczach, pytam się jej a co ze mną ?



Ona odpowiedziała, że dam sobie rade, i mam nie przesadzać, bo tu nie jest tak zimno..
No jak nie było zimno skoro był Luty?
Będąc w tym domu ubrana w ciepły płaszcz zimowy po godzinie siedzenia już marzłam..
Mieszkanie było w starej kamienicy, nie ogrzewane z zewnątrz..
Tylko gołe,zimne ściany, sople lodu wisiały w całym domu..

A mamusia moja ? No cóż, powiedziała mi, że ona mnie nie może zabrać ze sobą tam i nie mam innego wyjścia - muszę tu zostać.. i wyszła...

Rozpłakałam się jakby mi się świat zawalił, no powiedzcie sami czy zostawilibyście same dziecko na pastwe losu w zimnie ? 
Ja nigdy czegoś takiego bym nie zrobiła własnemu dziecku,NIGDY!!



Nie zostało mi nic innego jak pogodzić się z tym i zostać w tym mieszkaniu, no bo gdzie miałam pójść na ulicę ? 
Aż Dawid powiedział mi,że nie pozwoli bym tu została i zabiera mnie na jakiś czas do siebie do domu swoich rodziców..
Lecz tam też za długo nie mogłam zostać, on miał spore rodzeństwo a mieszkanie było małe.. Widziałam po minach rodziców jego,że chcieliby,żebym się wyniosła...
Pewnego dnia doszło do awantury, o alkohol w którym topiłam swoje smutki i żale..
I musieliśmy się stamtąd wynieść, w sumie on nie musiał tylko bardziej ja.
Ale  nie zostawił mnie samej - poszedł tam ze mną.
Gdy już prąd podłączyli pożyczył grzejnik elektryczny i czajnik żeby chociaż móc troszkę ogrzać ten pokoik i żebyśmy mogli się czegoś napić..

Mama w tym mieszkaniu jak była tym pierwszym razem tak później już nie przychodziła..No po co ? Tam miała dobrze, ciepło, jedzenie, wodę do mycia, to przecież nie zrezygnuje z tego dla takiego mieszkania jakie otrzymaliśmy...

Było mi ciężko, gdyby nie on to bym się już całkowicie poddała a tak to on wspierał mnie na duchu,i co najważniejsze był przy mnie wtedy - nie zostawił mnie..

Spałam w ubraniu, w płaszczu zimowym pod dwoma kołdrami ogrzewając się termoforem i suszarką do włosów, tylko po to by było mi choć trochę ciepło.. Kilka dni spędzonych w tym mieszkaniu i dopadła mnie choroba,a to, że mam słabą odporność szybko coś załapuje...




Modliłam się w duchu, żeby nadeszła już wiosna, żeby było ciepło..
Uczęszczając jeszcze do szkoły i na praktyki codziennie płakałam,że dlaczego muszę wracać do tego zimna ? Czym ja sobie na to zasłużyłam ? Czemu los mnie tak gnębi ? Co ja takiego do cholery zrobiłam ? ;(((( 
Nie łatwo jest o tym pisać, pisząc Wam moją historię - łzy mi same lecą, bo piszę prawdę o swoim " nędznym" życiu.. Tak mogę je tak nazwać bo w tamtej chwili ono takie było..

Ale najważniejsze,że nie byłam sama - miałam jego, pokochałam go jeszcze bardziej...

Ahhh.. Zima.. Paskudna i Okropna.. :(





Czułam,się przy nim bezpiecznie, myślałam ,że nie pozwoli mnie skrzywdzić..

Zawiódł mnie później niejednokrotnie...
Zranił mnie...
Oszukał...
Zdradził...